Jacek Hugo-Bader
Dzienniki kołymskie
Czarne 2011
Dzienniki kołymskie czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Nawet
się zastanawiam, czy nie za bardzo. Nie za bardzo, bo przecież Kołyma kojarzy
nam się z niewolniczą więzienna pracą, śmiercią milionów niewinnych ludzi, wieczną
zmarzliną i nieprzejezdnymi szlakami. Tymczasem Jacek Hugo-Bader pisze w taki
sposób, że czyta się z zapartym tchem, ale nie z przerażenia czy empatii wobec
bohaterów i sytuacji, tylko z czystej ciekawości, tak samo jak w książkach
kryminalnych czy w romansach. Czytadłach. Trochę mi to przeszkadza, choć sam
nie potrafię tego do końca określić. Książka bardzo mi się podoba, historie są
ciekawe, często zapierające dech w piersiach. Sposób, w jaki autor prowadzi
narrację sprawia, że czyta się na raz. A jednak mam dziwny posmak... Trochę
zmieniony obraz Kołymy wobec tego, jaki do tej pory tkwił w mojej głowie po
przyswajaniu treści lektur szkolnych i seansach filmowych o podobnej tematyce,
złagodzony obrazami, które powstały we mnie w trakcie czytania reportaży
Hugo-Badera. No i zazdrość, że on to zrobił, a ja na pewno nie dałbym rady. Nawet
nie odważyłbym się spróbować. Nie potrafiłbym rozmawiać z tymi ludźmi, złapać
stopa, spać w brudnym hotelu bez łazienki...
Może ta książka jest właśnie dla takich osób jak ja, które
nigdy nie odbędą takiej wyprawy i mogą o takich rzeczach co najwyżej czytać,
mimo że marzą i zawsze będą marzyć o robieniu takich rzeczy...
Książkę jak najbardziej polecam!!